w taksówce.
- Owszem - odrzekł nieco drżącym głosem - ale wszyscy czasem musimy gdzieś pojechać, prawda? - Dziś był straszny tłok - zauważyła Flic. - Zupełnie nie jak w weekend. Ogrodnik nie odpowiedział. - Pewnie większość ludzi jechała do centrum na zakupy - ciągnęła. - Jak my... - To ciemności nie cierpię. - John wyciągnął z kieszeni dużą białą, starannie wyprasowaną chustkę i otarł wilgotne czoło, potem oczy. - Boję się, uwierzyłabyś? Stary dureń... - Nie jesteś ani trochę durniem, Johnie. - Zawsze boję się, że światło wysiądzie. 249 - Mają awaryjne zasilanie. - Wiem. Dlatego mój lęk nie ma sensu, ale nigdy mi nie przyszło do głowy, że to pociągów trzeba się bać. - Zadrżał i zerknął na dziewczynę z ukosa, a potem znów odwrócił wzrok w stronę okna. - Zawsze dopadnie cię coś niespodziewanego, nie? Flic obserwowała go przez chwilę. Skrzywił się i zacisnął usta, jakby coś go zabolało. - Co ci jest? Skrzywił się znowu. - Johnie, co się dzieje? - Nic. - Szukał czegoś w kurtce. - Twój spray? Flic wiedziała - jak wszyscy w domu - że John ma słabe serce i czasem, zwykle kiedy myślał, że nikt nie widzi, aplikował sobie jakieś lekarstwo w aerozolu. - W kieszeni. - Nie przestawał szukać. - A niech to piorun... - Daj, pomogę ci. - Nie trzeba. - Ale wciąż grzebał po kieszeniach kurtki. - John, pozwól... - Szybkim ruchem wsunęła mu dłoń za pazuchę, znalazła kieszeń, a w niej aerozol. Podała mu spray i uważnie patrzyła, jak go stosuje. - W porządku? Skinął głową i zamknął na moment oczy. - Już dobrze. Dziękuję, Flic. - Nie ma za co. - Moje ręce... Chyba nie mogę... - To szok. Ja też to mam. - Ty? Wydajesz się całkiem spokojna. - Skąd, ani trochę. Nagle przypomniała sobie o kamerach na peronie. I o dziwnym wyrazie w oczach Johna. Sylwia była u siebie, kiedy Flic zadzwoniła do niej ze szpitala. - Możesz przyjechać? - pytała, płacząc. - Proszę cię, Groosi... - Oczywiście, już jadę. Matthew tam jest? - Pojechał do pracy. - Spróbuję go złapać. - Po prostu przyjedź - błagała Flic. - Potrzebuję cię, Groosi. Dwa wypadki drogowe i jedno przedawkowanie narkotyków wystarczyły, by Flic z Johnem musieli w nieskończoność siedzieć w poczekalni ambulatorium. Kiedy wreszcie przyjechała Sylwia, starego 250 Johna jeszcze badano. - Moje biedactwo. Co za straszna tragedia!