kobieta zakrztusiła się boleśnie. Z całych sił próbowała wydostać się
na powierzchnię, ale potworne zmęczenie i lodowate zimno robiły już swoje. Bolało ją lewe ramię i mięśnie nóg, w płucach miała żywy ogień. Gdyby tylko mogła złapać konar drzewa! Może dałoby się na nim chwilę odpocząć... Może zdołaliby wydostać się z potoku... Nie miała już sił, ale oto nurt potoku sam usłużnie zepchnął ją w prawo, tam gdzie wartka woda wymyła kawał skały. Milla desperacko wyciągnęła ręce i trafiła na jakąś gałąź, zacisnęła na niej dłoń z całej siły Rozpędzona woda szarpnęła mocno ciałem kobiety i martwy konar pękł niczym zapałka. Milla zniknęła pod powierzchnią. an43 281 Była już bardzo zmęczona, kopnięcia nóg straciły na sile, miarowe ruchy ramion stały się chaotyczne. Jeszcze raz udało jej się wychynąć ponad powierzchnię i nabrać powietrza, zaraz potem kolejna fala lodowatej wody przykryła ją z głową, ciągnąc w dół, już ostatecznie. Jednak w tej chwili poczuła chwytające ją silne ramię, drzewo wprawdzie nie zatrzymało Milli, ale spowolniło ją na tyle, by Diaz zdołał wreszcie ją dogonić. - Na prawy brzeg! - krzyczał mężczyzna. - Tam jest samochód! Było to poniekąd pocieszające: on wciąż wierzył, że im się uda. Inaczej nie przejmowałby się konkretnym brzegiem potoku, na który musieli się dostać. Milla nie miała pojęcia, jak daleko zaniosła ich woda, ale nurt był tak szybki, że mogli znajdować się już prawie kilometr od chatki Normana. Nagle koryto potoku stało się szersze, a prąd gwałtownie zwolnił. Wciąż był to jednak bardzo wartki nurt, którego siły nie zdołałaby pokonać - przynajmniej woda uspokoiła się trochę i nie miotała już nią na wszystkie strony Brzegi były tu mniej strome, usiane wielkimi głazami. Milla mogła już utrzymać się na powierzchni i dać obolałym mięśniom chwilę wytchnienia. Czuła zdradzieckie zimno przenikające aż do kości i wiedziała, że za kilka chwil może już nie mieć sił płynąć dalej. - Łap i owiń sobie wokół nadgarstka! - zawołał Diaz; końcówka jego skórzanego pasa chlapnęła tuż przed Millą. - Pociągnę cię na dno! - odkrzyknęła, łapiąc pas. an43 282 - Nie pociągniesz. Nie możemy się rozdzielać, trzymaj mocno! Jeżeli się rozdzielą, to Milla po prostu zginie. O to mu chodziło. Z drugiej strony, jeśli pociągnie go na dno, zginą oboje. - Nie ma czasu! - zawołał. - Musimy się wydostać przed wodospadem! Wodospad? Krew zastygła Milli w żyłach. Woda z potężną siłą ciśnie ich w dół i utopi, zakładając, że nie rozbiją się na miazgę o kamienie. Nie była pewna, co Diaz zamierzał, ale w tej chwili była gotowa na wszystko. Chwyciła mocniej pas i owinęła go sobie kilka razy wokół nadgarstka. - Potok skręca w prawo! - krzyknął Diaz, kaszląc i plując wodą. - Nurt jest słabszy po wewnętrznej stronie zakola, to nasza szansa! Trzymaj się mocno, wyciągnę nas z tego! - Mogę płynąć, pracować nogami! - zawołała, dziwiąc się, jak