chwilę. Chciałby, aby pobyt Lily u niego też nigdy się nie skończył.
Wiedział jednak, że nie zdobędzie się na poproszenie jej, by zrezygnowała z własnych planów i ambicji i została na dłużej. Dla dzieci byłoby to idealne rozwiązanie. Uwielbiały ją i pragnęły stale być przy niej... a on zaczynał odczuwać to samo. Wypił łyk, odstawił szklankę, po czym pod wpływem spontanicznego impulsu pochylił się i przykrył dłoń Lily swoją. – Chcę ci powiedzieć, jak bardzo jestem szczęśliwy, że cię spotkałem – zaczął, nie do końca wiedząc, co powie dalej. – Gdy poprosiłem wtedy w Rzymie, żebyś zajęła się moimi dziećmi tylko przez kilka miesięcy, nie przypuszczałem, że tak bardzo się do ciebie przywiążemy. Lily odwróciła dłoń, tak że ich palce się splotły. – Pragnę, abyś wiedziała, iż jesteśmy ci ogromnie wdzięczni za to, że zgodziłaś się być z nami – dorzucił szybko. Cofnął rękę i wyprostował się. Pragnął wyrazić o wiele więcej, ale nie było tu już nic do powiedzenia. Za kilka tygodni ona opuści na zawsze ich dom i wszystko się skończy. Milczała i spostrzegł, że jej ręka trzymająca filiżankę drży. Zmarszczył brwi, podniósł się z fotela i podszedł do niej. – Co się stało? Źle się czujesz? – zapytał, zastanawiając się z niepokojem, czy nie doznała porażenia słonecznego. Spojrzała na niego z dziwnym wyrazem twarzy, jakiego nigdy dotąd u niej nie widział. – Przepraszam – szepnęła drżącymi wargami. – Poczułam się słabo... Muszę wrócić do mojego pokoju... położyć się... Wstała szybko i uderzyła się o stolik. Theo ją podtrzymał. – Zaczekaj chwilkę, przyniosę ci szklankę wody. – Nie, zaraz mi przejdzie. Muszę tylko trochę poleżeć – odparła i wyszła pośpiesznie, nawet nie spojrzawszy na śpiące dzieci. Gdy znalazła się u siebie, przez kilka minut stała roztrzęsiona, opierając się plecami o drzwi. Kiedy wreszcie przestała drżeć, kucnęła i ścisnęła dłońmi głowę. Przeżywała okropną mękę, jakiej nie doświadczyła jeszcze nigdy w życiu. Dotyk dłoni Thea wzbudził w niej gwałtowną namiętność, która ją przeraziła. Demony przeszłości, zepchnięte od dawna na dno pamięci, wypełzły z ukrycia i znów zaczęły ją dręczyć. Przez długą chwilę łkała bezgłośnie, a potem podniosła się z trudem i weszła do łazienki, by umyć się przed snem. To był taki piękny dzień, pomyślała, przyglądając się w lustrze swej napiętej twarzy. Lecz czuła się jak w potrzasku, osaczona przez lęki i kompleksy. Wiedziała, że nie ma dla niej ucieczki... i nigdy nie będzie. Jeszcze przez godzinę rzucała się i przewracała w łóżku, zanim w końcu zapadła w sen. Śniło się jej, że pływa w morzu z Theem. Objęli się mocno i zanurkowali razem. Choć schodzili coraz głębiej, mogła swobodnie oddychać i nie bała się utonięcia ani uduszenia. Unosili się w wodzie bez wysiłku. Zarzuciła mu ramiona na szyję i poczuła przy sobie jego gibkie muskularne ciało. Jednym płynnym ruchem uniósł ją wysoko. Spojrzała w dół w jego czarne kuszące oczy. Nagle znaleźli się w łóżku i przywarli do siebie, wciąż jeszcze mokrzy. Szeptał do niej czule, całował ją i pieścił. Potem wszedł w nią z cudowną delikatnością i Lily poczuła narastające podniecenie i rozkosz... oraz ulgę, że niemożliwe jednak się spełniło. W najwyższym zachwycie usłyszała śpiew wszystkich ptaków niegdyś