że jestem tu bezpieczna.
RS 255 - Ale przede mną nie potrafią cię ochronić? Nic nie może mnie ochronić przed tobą, pomyślała. - Ty nie jesteś wampirem - rzekła sucho. - W każdym razie teraz jest dzień i on musi odpocząć. - Nie łudź się. Ty nie zawsze odpoczywasz za dnia, jesteś równie stara jak on. - Niektóre kobiety nie uznałyby tego za komplement. - Chodzi mi o to, że jesteście oboje bardzo silni, niewielu innych osiągnie kiedykolwiek podobną moc. - Właśnie, oboje jesteśmy bardzo silni. On nie jest tutaj jedyną potężną istotą. - A jednak cały czas boję cię o ciebie. - Boisz się o mnie czy boisz się mnie? Nie odpowiedział. Wróciła do sypialni, Bryan poszedł za nią, starannie zamykając drzwi balkonowe, udekorowane warkoczami czosnku i obwieszone krzyżami. Przyjrzał im się uważnie. - Interesujące... - mruknął. Zirytowała się. - Słuchaj, czy nigdy nie przyszło ci do głowy, że skoro istnieje ktoś ponad nami, ktoś pragnący dla naszych dusz pokoju, to w sercu każdej myślącej istoty jest miejsce nie tylko na zło, ale również i na dobro? Zbliżył się, ujął ją za ramiona, głęboko zajrzał w oczy. - Widziałem wystarczająco dużo. - Ale wiara polega na tym, że wierzymy w to, czego nie widzimy - odparła cicho. - A jednak od jakiegoś czasu nie wierzysz we mnie i nie masz do mnie zaufania. RS 256 - Sam przyznałeś, że zabicie mnie jest jednym z twoich głównych celów. - Powiedziałem też, że tego nie zrobię. - Na razie - przypomniała. - Musimy połączyć siły i pokonać go. Tym razem na dobre. Ciągłe trzymał dłonie na jej ramionach, jego twarz znajdowała się tak blisko. Te oczy... Jak mogła ich nie rozpoznać? Zadrżała, lecz nie wiedziała, czy z pragnienia, czy z lęku przed zagrożeniem z jego strony. Nie mogła mu ulec, musiała oprzeć się pokusie, on jednak dotknął jej twarzy. Może jeszcze i wtedy zdołałaby się oprzeć, ale on szepnął: - Igrainia... W tym jednym słowie zdołał zawrzeć całą tęsknotę, która przetrwała wieki, całą radość z minionego szczęścia i cały ból z powodu jego utraty. I gdyby w tym momencie zamierzył się na nią, nie zdołałaby się cofnąć ani odwrócić. Ujął w dłonie jej twarz, nieskończenie czule przesunął kciukami po gładkich policzkach. Kiedy bezwiednie przytuliła się do niego, nachylił się i pocałował ją niespiesznie, zmysłowo, w dotyku jego warg i języka wyczuwała żar, który tlił się w nim przez wieki. Wsunęła palce w ciemne włosy, pocałunek stawał się coraz gorętszy, coraz bardziej szalony. Nie miała pojęcia, jak i kiedy ich ubrania znalazły się na podłodze, w każdym razie tonęli nadzy w swoich objęciach, ani na chwilę nie przerywając