- Jego Królewska Wysokość książę Walii. No, wiesz... Księciunio. - Spojrzał na nią z
filuternym błyskiem w oku. - Regent?! - wykrzyknęła, nim zdołała się zorientować, że powinna mówić ciszej. W końcu byli w kościele. - Znasz regenta?! - Oczywiście. Wiele razy graliśmy w karty. Założyłbym się, że jestem jedną z nielicznych osób, które go naprawdę lubią. Nim Becky zdołała się oswoić z tą rewelacją, drzwi zaskrzypiały ponownie. Rozejrzała się nerwowo i ujrzała kolejnych parafian, wchodzących do środka. - Będziemy musieli stąd wyjść. Nabożeństwo zaraz się zacznie. Czy potrafiłbyś wycenić kamień? Alec nie odpowiedział. Stał bez ruchu przed witrażem i nadal przyglądał się z uwagą rubinowi. - Och, moja droga... Becky nie spodobał się ten ton. - Czy coś jest nie w porządku? Alec bez wyjaśnień odwrócił się i przeszedł z kaplicy do lepiej oświetlonej nawy. Nie zwracając uwagi na wiernych, zbliżył się do okna, w którym nie było witraża, i przez dłuższą chwilę z wielkim skupieniem oglądał rubin. Potem opuścił rękę i spojrzał na Becky zgnębiony. - Nie wiem, jak ci to powiedzieć... - Co? Alec położył jej klejnot na dłoni i westchnął. - Jest fałszywy. 7 Niemożliwe! - Niestety, tak. - Ależ Róża Indry była w mojej rodzinie od pokoleń! - Sza! - uciszyła ich gniewnie jakaś stara dama. Wierni wstali i zaczęli śpiewać hymn. Alec wyprowadził Becky z kościoła. - Nieraz tak się zdarza - wyjaśniał półgłosem, otwierając przed nią ciężkie drzwi. - Któryś z twoich krewnych musiał mieć kłopoty finansowe, sprzedał więc prawdziwy kamień i zastąpił go kopią, w nadziei, że rodzina nigdy tego nie odkryje. - Nie mogę uwierzyć! - upierała się, gdy wyszli na słoneczny dziedziniec przed świątynią. Ciężkie drzwi zamknęły się powoli, tłumiąc pierwsze zwrotki hymnu. - Na pewno się mylisz! - Jestem pewien, że nie. Przykro mi, Becky. Znam się na drogich kamieniach i wiem, że to podróbka. Zrobiono ją ze szklanej pasty. Jeśli uderzysz nią o coś twardego, rozleci się na kawałki. - No to zobaczymy! Nim Alec zdołał ją powstrzymać, uderzyła rubinem o kamienną balustradę i głośno krzyknęła, gdy zostały jej w dłoni tylko drobne odłamki wraz ze szczyptą różowego pyłu. - Och, Becky! - Alec objął ją z westchnieniem. - Nie powinnaś była tego robić! Nie był całkiem bez wartości. Mogliśmy go sprzedać za jakieś dwadzieścia czy trzydzieści funtów. - Nie odkupilibyśmy za trzydzieści funtów mojego domu! Wart jest co najmniej pięć tysięcy! - Trzydzieści funtów wystarczyłoby na partyjkę kart. - Karty! Chcesz wygrać te pieniądze? Wzruszył ramionami. - A masz jakiś lepszy pomysł? Wkrótce potem siedzieli obydwoje w dorożce. Becky było wszystko jedno, gdzie i po co jadą. Przegrała z kretesem. Nie miała wątpliwości. Straciła dziewictwo i znalazła się na łasce swojego uwodziciela. Nie mogła już iść do Westlanda, a jedyną nadzieję na uwolnienie wioski od Michaiła i jego Kozaków musiała pokładać w pechowym karciarzu. Koniec świata! Za okienkiem dorożki szybko przesuwały się kolejne londyńskie uliczki, ale Becky patrzyła bezmyślnie przed siebie, porażona świadomością, że klejnot, którego pilnowała jak oka w głowie, był jedynie kawałkiem szkła. Tak jak jej przedtem powiedział jubiler. - Becky... dobrze się czujesz? Powiedz coś. Jesteś zbyt spokojna. - Co za ironia losu - wzruszyła ramionami. - Ty chciałbyś być bogaty, a nie jesteś. Ja udawałam ladacznicę, żeby sobie zapewnić jadło i schronienie, a teraz znów Róża Indry