mu pas. Federico pochylił się do szyby kierowcy, powiedział,
że niebezpieczeństwo minęło i można zwolnić. - Grazie milla, Pia. - Federico położył jej rękę na ramieniu. - Nie wiem, czy ja bym potrafił... - Na pewno. Na pewno byś sobie poradził. - Pia usiadła na swoim miejscu i wyjrzała przez okno. Już było widać fasadę pałacu. - Ja też nigdy wcześniej tego nie robiłam. Wprawdzie przeszłam kurs pierwszej pomocy, ale nie wiedziałam, czy w razie prawdziwego wypadku zachowam zimną krew. - Powinnaś mieć taką wiarę - odparł książę. Pia popatrzyła na Paola. Buzia chłopca powoli odzyskiwała normalny kolor. Może Federico miał rację. Może powinna mieć więcej wiary w siebie. Dziennikarze i reporterzy kłębili się przed wejściem do pałacu. Natychmiast obstąpili limuzynę, zarzucając księcia pytaniami. Dlaczego wyprzedzili inne samochody? Dlaczego siedzieli na podłodze? Co tam robili? Czy stało się coś nadzwyczajnego? R S Federico zapewnił, że zaraz udzieli odpowiedzi. Najpierw pomógł wysiąść Pii. Oślepiona błyskiem aparatów, kurczowo chwyciła go za rękę. Książę przekazał synów sekretarce i lekarzowi. Pospiesznie opowiedział sekretarce o zdarzeniu. Gdy chłopcy zniknęli, wszedł z Pią na schody i zaczął rozmowę z dziennikarzami. Stała na schodku tuż przed zgromadzonymi reporterami. Już raz to przeżyła, ale teraz było jeszcze trudniej. Miała jeszcze większy mętlik w głowie. I nie radziła sobie z uczuciami, jakie obudził w niej książę. - Wasza Wysokość... Federico uniósł rękę, by uciszyć falujący tłum. - Zdarzył się mały incydent - zaczął. - Nic poważnego. W drodze z kościoła pozwoliłem Paolowi zjeść czekoladkę, a on postanowił ją połknąć. Rozległy się śmiechy, jednak widać było, że to wyjaśnienie nie było wystarczające. - Dzięki signorinie Renati nic złego się nie stało. Jak państwo widzieliście, Paolo jest cały i zdrowy. Zakrztusił się z wrażenia po chrzcie kuzyna, to wszystko. Rozległy się kolejne pytania, na które Federico spokojnie odpowiadał. Gdy pod pałac podjechała limuzyna z królem, dziennikarze rzucili się w jej stronę. - Chodźmy. - Federico pociągnął Pię do pałacu. Minęli służbę stojącą przy wejściu i ruszyli w stronę sali balowej. - Dobrze, że już nas puścili, bo umieram z głodu - uśmiechnęła się Pia. R S Federico nie odpowiedział. Weszli do rotundy przed salą balową i książę poprowadził Pię do kanapy przed wielkim oknem wychodzącym na ogrody. - Federico? - Nie uciekniesz tak łatwo. Ani przede mną, ani przed rozmową.